sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział Pierwszy-Złośliwe, złe, pozbawione skrupułów oraz wyrzutów sumienia.

Czarne włosy dziewczyny szarpał wiatr, kiedy przedzierała się przez park. Ledwo biegła w czarnych butach na obcasach, które włożyła na spotkanie, a ołówkowa spódnica wcale tego nie poprawiała, ale nie obchodziło jej to. Musiała zdążyć. Jeśli znowu się spóźni, wywalą ją na zbity pysk. Ciężko oddychając oparła się o drzewo, żeby zebrać siły. Kiedy nastąpił nagły przypływ energii rzuciła się w drogę. W ramionach trzymała stos papierów. Miała je dostarczyć na zebranie o 11:00, a była 10:49. Mam jeszcze czas. Zobaczyła wejście. Odetchnęła z ulgą, kiedy wtopiła się w pień.
  Znalazła się w okrągłej windzie wykładanej korą. Żółte światło świeciło delikatnie pod sufitem. Sam sufit oraz podłoga ozdobione były słojami dębu. Po prawej wisiało zaokrąglone lustro. Dziewczyna była sama we wnętrzu drzewa, więc odstawiła na chwilę papiery i przejrzała się w lustrze, sprawdzając czy wygląda przyzwoicie.
  Duże zielone oczy, nakrapiane brązem były pomalowane czarnym tuszem, który tylko je powiększał. Szczupła twarz z lekko odstającymi uszami o elfim kształcie, patrzyła tępo w odbicie. Oliwkowa koszula i czarna spódnica praktycznie wisiały na tej chudej sylwetce. Westchnęła ciężko i spojrzała na zegarek. 10:54. Spokojnie, mam mnóstwo czasu. Winda ciągle jechała w dół. Dziewczyna poprawiła delikatny makijaż i podniosła papiery, kiedy drzwi otworzyły się z cichym sykiem.
  Była w domu. Wciągnęła mocno powietrze. Pachniało rosą i wiosennymi kwiatami. Znajdowała się w jasnej grocie. Między korzeniami drzew na powierzchni, przenikały promienie słońca, więc było tutaj bardzo jasno. Pnącza zwisały w dół, delikatnie poruszając się z wolą wiatru. Było to dość duże miasteczko tętniące życiem. Wszystkie domy były kolorowe, upstrzone finezyjnymi wzorami, kwiatów, zwierząt, żywiołów. Żaden domek nie miał więcej niż dwa piętra. Żadna osoba z tej niezwykłej społeczności nie chciała przesłonić Centralnego Kwiatu.
  Był to prześliczny kwiat, wielkości trzypiętrowego domu jednorodzinnego. Oczywiście, gdyby wielka i ciężka, śnieżnobiała korona nie zaginała pędu w dół, kwiat mógłby być nawet piętnaście metrów wyższy. Naokoło było jeszcze pięć takich, tylko że o połowę mniejszych. Czarnowłosa dziewczyna spojrzała z nadzieją w stronę rośliny. Jak zwykle, pąk był zamknięty. Speszona spuściła głowę. Nagle przypomniała sobie o spotkaniu. 10:58.
  Ciepło i rozkosz rozeszły się po jej ciele, kiedy skrzydła wysunęły się z łopatek przeszły przez specjalne, niewidoczne dla gołego oka wycięcia w koszuli. Poczuła przypływ pewności siebie i dla próby uniosła się nad ziemię. Z uznaniem skinęła głową, do samej siebie i wystrzeliła w przód.
  Jej skrzydła były wyjątkowo piękne. Jedyne w swoim rodzaju, ponieważ miały kształt skrzydeł motyla. Były zielone, nakrapiane w brązowe kropki, jak jej oczy, i mieniły się lekko w słońcu. Wyglądały na takie cienkie, delikatne. Ale były bardzo silne. Nic nie mogło ich naruszyć. Krawędzie były ostre jak brzytwa. Mogłyby spokojnie odciąć głowę i kończyny.
  Mimo, iż istnieje wiele historii o dobrodusznych stworzonkach, wielkości łyżeczki, wróżki wcale nie były takie wspaniałe. I mimo to, że znały się praktycznie tylko na przyrodzie, a było sześc rodzajów wróżek, potrafiły być mordercze. Złośliwe, złe, pozbawione skrupułów oraz wyrzutów sumienia. Jednym słowem: Bezduszne. Potrafiły takie być. Kiedy prowadziły wojny, nie zostawiały jeńców.
  Ale przez większość czasu, tak. Wróżki były wspaniałe. Głównie zajmowały się sobą w, tak zwanych, koloniach. Były różne typy kolonii. Podziemne, powietrzne lub naziemne. Zależało od regionu. Wracając:
  Młoda dziewczyna wpadła do biura. Był to biało-zielony budynek, nie bardzo różniący się od pozostałych.
-Spóźniłam się?-czarnowłosa schowała skrzydła i opadła na ścianę.
-Dzisiaj tylko pięć minut.-kobieta za ladą posłała jej pokrzepiające spojrzenie i wróciła do walenia w klawiaturę. Wróżka, o motylich skrzydłach, westchnęła cicho, po czym przeszła przez oszklone drzwi.
-Witam. Ja przepraszam. Myślałam...-zaczęła się tłumaczyć, ale panna Thompson, roześmiała się tylko i przedstawiła dziewczynę pozostałym.
-Gem! Jak miło mi cię widzieć!-kobieta ubrana w granatowy kombinezon szybko ją uścisnęła i zabrała jej papiery.-Oh. Dziękuję. Właśnie miałam to wypełnić. Usiądź obok Josha, zaraz dołączę.-powiedziała słodkim tonem i zniknęła za drzwiami. Gem opadła lekko na krzesło obok chłopaka.
-Josh Hudson.-uścisnęła mu dłoń.-Powietrze.
-Miło mi. Gemini Garden, Ogród.-odwróciła głowę kiedy drzwi zatrzasnęły się za panną Thompson, która szybkim krokiem przemierzała salę.
-Już załatwione!-zaświergotała. W końcu była wróżką zwierzęcą, to by pasowało.-Dzisiaj zebraliśmy się tutaj, żeby omówić sprawę...
                                                                         ***
  Gem opuściła biuro jako jedna z pierwszych. Miała dosyć tego zaduchu i tych ludzi. Wyjęła komórkę i napisała sms'a do swojej najlepszej przyjaciółki, Rity. "Hej, masz czas? Zmęczona po spotkaniu." Zgasiła ekran i wrzuciła telefon do małej torebki. Rozłożyła potężne skrzydła i już miała wzbić się w powietrze i wrócić do swojego domu, który dzieliła, oczywiście z Ritą, kiedy usłyszała swoje imię. Zmieszana opadła na ziemię, a skrzydła zniknęły pod skórą.
-Tak?-zapytała.
-Gemini!-Josh właśnie do niej dobiegł.-Może miałabyś ochotę...-przeczesał dłonią włosy.-Może chciałabyś pójść na kawę?-spojrzała na niego i odkryła, że jest całkiem przystojny. Ciemne brązowe włosy miał związane w małą kitkę z tyłu głowy. Pod białą koszulą wyraźnie rysowały się mięśnie. No i miał takie ciepłe, kawowe oczy.
-Ja...-dziewczyna oblała się rumieńcem. Rita ciągle męczyła ją o to, żeby sobie kogoś znalazła. Może to ją na chwilę ostudzi.-Jasne, ale mów mi Gem.-wyjąkała w końcu. Chłopak najwyraźniej niezrażony jej reakcją posłał jej uśmiech.
-Zadzwoń jak będziesz chciała się spotkać.Gem.-podał jej kartkę z numerem, rozłożył blado-niebieskie, wąskie skrzydła i wzbił się w górę.
-Dzię-dzięki.-powiedziała jakby do siebie i spacerkiem oddaliła się w stronę oliwkowej kamienicy.
  Wiedziała, że jak tylko powie o tym spotkaniu przyjaciółce, będzie chciała przygotować ją odpowiednio. W stylu: sukienka, mocny makijaż oraz pewnie wytrzasnęłaby skądś koronkową bieliznę. Gem roześmiała się w duchu na myśl o wieczorze. Zadzwoni.

2 komentarze: